Fundacja im. Bartka Kruczkowskiego

Menu

Pomóż fundacji!

Wpłacając darowiznę na konto Fundacji im. Bartka Kruczkowskiego możliwe jest jej odliczenie od podstawy opodatkowania jako darowiznę na cele statutowe.

2 listopada 2013

Śmierć mózgu jest końcem życia

Wywiad z prof. Zbigniewem Włodarczykiem

Śmierć mózgu jest końcem życia

O tym, kiedy naprawdę umiera człowiek, z prof. Zbigniewem Włodarczykiem, wybitnym polskim transplantologiem, prezesem Polskiego Towarzystwa Transplantacyjnego, rozmawia Ewelina Nowakowska.

Można zrozumieć śmierć?

O śmierci możemy myśleć w różnych aspektach: emocjonalnym, filozoficznym, religijnym. Rozważanie śmierci może być dla nas trudne, bolesne, a nawet przerażające, ale można też próbować przyzwyczaić się do myśli, że spotkało to przed nami miliony ludzi - dotknie również nas. Czym innym jest też myślenie o własnym odejściu - bo przecież nigdy jeszcze tego nie doświadczyliśmy - a czym innym towarzyszenie śmierci innych ludzi, zwłaszcza naszych bliskich. Uważam więc, że nawet jeżeli śmierć przewija się przez nasze rozważania, to kiedy dotyka nas w sposób realny, przyjmujemy ją z niedowierzaniem, zaskoczeniem i lękiem. Spotykałem na swojej drodze ludzi, którzy odchodzili przerażeni i zaskoczeni, "że to już...", ale i tych, którzy potrafili pogodzeni i bez strachu przyjąć to, co nieuniknione.

Bo mają taką siłę ducha czy dlatego, że zrozumieli coś, co nie jest dane wszystkim?

Psychologia zna etapy zaprzeczenia, walki, targowania się i rezygnacji. Akceptacja i pogodzenie się ze swoim losem jest ostatnim elementem pojmowania śmierci. Nie wszyscy mają czas lub siłę, aby ten stan osiągnąć, a właśnie on pozwala na godne i spokojne przejście na drugą stronę.

A z medycznego punktu widzenia?

Śmierć jest często procesem rozłożonym w czasie. Czas ten może być bardzo krótki, na przykład wtedy, kiedy człowiek ginie w wypadku komunikacyjnym, albo przedłużać się do kilkunastu lub kilkudziesięciu minut, z powolnym i stopniowym zanikaniem czynności życiowych ustroju. Nieodwracalne ustanie czynności mózgu jest nieodłącznym elementem śmierci, ale niekoniecznie musi oznaczać śmierć innych układów całego organizmu.

Pytam o śmierć nie bez przyczyny. Ostatnio dyskusja na temat mechanizmów umierania w Polsce poruszyła wiele osób. Profesor Jan Talar powiedział, że nie istnieje coś takiego jak śmierć mózgu. Mimo widocznych uszkodzeń mózgu taka osoba wciąż żyje.

Pan profesor zadeklarował, że śmierć mózgu nie istnieje. Nie można zgodzić się z tym twierdzeniem, trudno bowiem zaprzeczać zjawiskom biologicznym, na rozpoznanie których istnieją bardzo jasno określone i obiektywne metody.To tak, jakby negować śmierć serca czy innych komórek ciała. Śmierć mózgu jest obiektywnym zjawiskiem biologicznym. Powodem - a zawsze wtórnym efektem śmierci komórek, tkanek i układów ciała - jest ustanie przepływu krwi. Jeżeli przez serce przestaje płynąć krew lub serce przestaje się kurczyć, to jego komórki umierają po kilku lub kilkunastu minutach. Tak rozumianej śmierci serca nikt przecież nie neguje i nie twierdzi, że pomimo braku przepływu krwi przez serce ono nadal żyje. Podobnie jest z mózgiem: jeśli przez mózg przestaje płynąć utlenowana krew, to po kilku minutach mózg również umiera, i to jest proces nieodwracalny. W medycynie są metody, które potrafią ocenić, czy mózg żyje, czy nie, i ich negacja bez uzasadnienia opartego na faktach może być uważana za kłamstwo naukowe.

Pytanie, czy człowiek umiera wtedy, gdy umiera jego mózg?

To nie jest już kwestia medycyny, ale kwestia filozofii i światopoglądu. Wszystkie trzy główne religie monoteistyczne, które kształtują światopogląd ludzi na całym świecie, przyjmują, że człowiek umiera wtedy, gdy umiera jego mózg. To właśnie w mózgu mieści się to, co nas czyni człowiekiem przed duże C: nie tylko żyjącym ciałem, ale również niepowtarzalną osobowością. Jasno określa to antropologia chrześcijańska, mówiąc, że śmierć mózgu jest równoznaczna ze śmiercią człowieka. Te założenia są zgodne również z kartezjańskim pojmowaniem człowieka i z medyczną wiedzą na temat neurofizjologii mózgu. Oczywiście to można negować. Ale to już jest kwestia światopoglądu. Można przyjąć, że człowiek umiera wtedy, gdy umiera jego serce. Albo wtedy, gdy umiera ostatnia komórka ciała, nawet jeżeli jest to komórka skóry. Podobnie odmienne odniesienia światopoglądowe dotyczą zresztą nie tylko kwestii końca ludzkiego istnienia, ale również jego początku. Światopogląd chrześcijański przyjmuje, że istnienie człowieka zaczyna się w chwili poczęcia, ale są też odmienne światopoglądy (na przykład islam), przesuwające ten moment na znacznie późniejszy okres ciąży.

To jak to jest z tą śmiercią mózgu?

Powiem to z wielką goryczą: jeżeli autorytet naukowy w swoich wypowiedziach medialnych myli - celowo czy nieświadomie - podstawowe pojęcia, to bardzo źle się dzieje. Zarówno arogancja, jak i ignorancja u osoby z tytułem profesora jest niedopuszczalna. Profesor Talar myli stan wegetatywny, zespół zamknięcia, zespół apaliczny czy głęboką śpiączkę ze śmiercią mózgu. To nie są stany równoważne.

Uściślijmy pewne fakty. W śmierci mózgu jako całości czynnikiem kwalifikującym jest śmierć pnia mózgowego?

Nieodwracalne ustanie funkcji pnia mózgu oznacza śmierć mózgu jako całości, ale dla uniknięcia jakichkolwiek wątpliwości w Polsce obowiązuje koncepcja śmierci całego mózgu.

Mimo to profesor Talar podtrzymuje, że posiada wiarygodne dane, że śmierć mózgu nie istnieje. Na poparcie swoich tez podawał przykłady pacjentów wybudzonych ze stanów apalicznych.

Śpiączka to głębokie zaburzenie świadomości, ale - po pierwsze - nie całkowitego ustania pracy mózgu, a po drugie - nie musi być nieodwracalna. Stan wegetatywny, zespół apaliczny, zespół zamknięcia - to stany, w których mózg jest poważnie uszkodzony, ale nie zawsze nieodwracalnie, i stąd przypadki wybudzenia. W takich sytuacjach klinicznych pewne partie mózgu wciąż żyją, nawet jeżeli w danej chwili ich czynność jest zaburzona. Można także zaobserwować przepływ krwi przez mózg. W śmierci mózgu przypływu krwi nie ma albo krew nie płynęła przez mózg na tyle długo, że doszło do śmierci wszystkich komórek wskutek niedotlenienia. Nie wolno podawać przykładów wybudzenia ze śpiączki i traktować ich jako dowodu na to, że nie ma śmierci mózgu. To nie są stany równoważne. Chciałbym zobaczyć chociaż jedną pełną dokumentację rozpoznania śmierci mózgu u jakiegokolwiek pacjenta, którego udało się wybudzić ze śpiączki.

Chce Pan powiedzieć, że profesor Talar nie wybudza ze stanów stwierdzonej śmierci mózgu, ale ze stanów śpiączki?

Tak, bo śmierć mózgu jest całkowitym i nieodwracalnym ustaniem czynności mózgu wskutek śmierci jego komórek.

Lekarz może jednoznacznie określić, że mózg człowieka umarł albo jeszcze nie?

Chorego bada lekarz anestezjolog. Procedura badania jest wieloetapowa i dokładnie opisana, a komisja składająca się z trzech niezależnych od badającego i od transplantologów lekarzy specjalistów potwierdza lub odrzuca rozpoznanie śmierci mózgu. Jeżeli jednak do śmierci mózgu doszło, to takie rozpoznanie należy postawić, niezależnie od ewentualnej możliwości pobrania narządów. W tej kwestii nie może być żadnych wątpliwości. Badania określone polskimi przepisami są bardzo rygorystyczne, również po to, by uniknąć dwuznaczności czy pomyłek.

Zapytam wprost. Miał Pan kiedyś jakieś wątpliwości, co do osoby, od której pobierane były narządy?

Nie. I mówię to z całą odpowiedzialnością. Nigdy nie pomyślałem, że mógłbym przeszczepiać narządy pobrane od osoby, którą w ten sposób pozbawiono życia.

Profesor Talar zarzucił transplantologom, że nie ratują pacjentów tak intensywnie, jak powinni. Padły oskarżenia, że w szpitalach zabija się chorych, aby pobrać narządy do przeszczepu.

To wierutne kłamstwo. Dyskusja wokół tych spraw może zachwiać całym systemem transplantologicznym. W szpitalach nie zabija się chorych i nie pobiera w ten sposób od nich narządów. Równie niegodziwym zarzutem jest stwierdzenie, że pacjenta, który podpisał oświadczenie woli, czyli za życia wyraził zgodę na pobranie narządów po swojej śmierci, lekarze nie będą odpowiednio leczyć. Nie jest również możliwe pobranie narządów od człowieka, który za życia wyraził sprzeciw. Transplantolodzy mają prawny obowiązek sprawdzić w centralnym rejestrze, czy sprzeciw zmarłego w nim nie figuruje. Jeżeli tak, to nie wolno pobrać narządów. Jeśli nie, to teoretycznie możemy pobrać narządy, bo polskie prawo nie przyznaje rodzinie bezwzględnego prawa do decydowania.

To znaczy?

Wiemy, że ponad 75 proc. ankietowanych, którzy zostali zapytani, czy oddaliby swoje narządy po śmierci, wyraziło akceptację. Są to jednak tylko dane statystyczne, oceniające ogólne nastawienie społeczne do idei transplantacji. Dlatego w Polsce przyjęło się tak zwane "miękkie stosowanie zasady zarejestrowanego sprzeciwu".

Na czym polega ta zasada?

Lekarz anestezjolog zawsze rozmawia z rodziną. Pyta o ich opinię i zdanie zmarłego, który mógł taką decyzję podjąć za życia, a decyzja o możliwości pobrania narządów zawsze jest konsultowana z rodziną i najbliższymi chorego. Jeżeli rodzina wyraża swój sprzeciw, to od pobrania odstępujemy. Nie przypominam sobie sytuacji, aby w Polsce doszło do pobrania narządów przy sprzeciwie bliskich osób zmarłego.

Prowadzone są również rozmowy z psychologami?

Zazwyczaj jest to rozmowa z lekarzem, który prowadził pacjenta. Rozmowy też mogą odbywać się w obecności psychologa lub kapelana. Niestety wypowiedzi w stylu prof. Talara utrudnią ratowanie życia przeszczepami. Bo skoro pojawił się ktoś, kto z takich stanów "wybudza", to rodzina potencjalnego dawcy, od którego można pobrać organy, będzie przekonana, że ich bliskiego można uratować. Pytanie, co dalej? Medycyna się zmienia. Dziś nie ma utartych prawd, których nie można by dyskutować. Wielokrotnie ci, którzy uważali, że w medycynie są niepodważalne prawa, bardzo gorzko się mylili. Ale żeby kwestionować przyjęte prawdy medyczne, należy mieć do tego podstawy. Żyjemy w epoce medycyny opartej na faktach. Nie można kwestionować faktów, nie będąc w posiadaniu rzetelnych medycznych dowodów. Wątpliwości zrodzone w osobach, które dotknie śmierć bliskiego człowieka, w rezultacie spowodują spadek liczby pobrań organów. A chorzy na listach oczekujących umierają. To po pierwsze.

A po drugie?

Równie niegodziwe jest zasiewanie ziarna wątpliwości w sercach tych, którzy kiedyś wyrazili akceptację na pobranie organów. Zwłaszcza rodziców, którzy musieli podpisać zgodę na pobranie narządów u swoich dzieci. Chylę czoło i cały padam na kolana przed nimi. To jest wielka i heroiczna decyzja, i dręczenie ich wątpliwościami jest po prostu niegodziwe.

Źródło: www.polskatimes.pl

Używamy plików cookies Ta witryna korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności i plików Cookies .
Korzystanie z niniejszej witryny internetowej bez zmiany ustawień jest równoznaczne ze zgodą użytkownika na stosowanie plików Cookies. Zrozumiałem i akceptuję.
37 0.036412954330444